ZŁODZIEJKA KSIĄŻEK - MARKUS ZUSAK - czyli niepochlebna półrecenzja na wpół przeczytanej książki

złodziejka książek recenzja książki

Złodziejka która nie skradła mojego serca - złodziejka która skradła jedynie mój czas - takie mogłyby być podtytuły tego wpisu.
Wyjaśnię od razu skąd taki tytuł. Co znaczy półrecenzja na wpół przeczytanej książki? Dokładnie to co wynika z tych słów. Złodziejkę książek dałam radę przeczytać tylko do połowy i mimo szczerych chęci, mimo zmuszania się do dalszego czytania tak mniej więcej od setnej strony, w końcu się poddałam...

Książkę Markusa Zusaka miałam na swojej półce od dawna, ale zdecydowałam się na jej przeczytanie dopiero kilka dni temu. Podchodziłam do niej z dużym entuzjazmem i ciekawością, zwłaszcza po tym, jak kilka osób tak bardzo zachwalało mi film. Książka musi być jeszcze lepsza - mówili.

Więc zaczynam czytać. Narrator - śmierć - całkiem fajny pomysł. Sam początek konkretny i bez zbędnych dłużyzn - to lubię. Od razu poznajemy główną bohaterkę, kilkunastoletnią Liesel Meminger, którą to mama, wraz z jej młodszym bratem odwozi pociągiem do pewnej niemieckiej miejscowości, aby ich tam zostawić i oddać do adopcji pewnemu niemieckiemu małżeństwu. Niestety jej brat umiera po drodze, a Liesel na jego pogrzebie kradnie swoją pierwszą książkę. Co prawda nie umie jeszcze czytać, ale niedługo się to zmieni. 

Na miejscu, u swojej nowej rodziny, okazuje się że nowa mama dziewczynki to stanowcza kobieta mająca w sobie coś z tyranki w spódnicy, a nowy tata to taki prawdziwy rozumiejący i przyjazny tata, czy może raczej papa. Liesel żyje z dnia na dzień, tęskni za prawdziwą mamą, chodzi do szkoły, uczy się czytać - bynajmniej nie w szkole, roznosi pranie, pisze listy do mamy, kradnie kolejne książki. Pamiętajmy jednak że akcja książki rozgrywa się w Niemczech, w czasach wojennych. Nie powinno być więc dla nikogo zaskoczeniem, że musi pojawić się tu wątek ukrywania Żydów. Bowiem któregoś dnia do domu Liesel i jej nowych rodziców trafia Żyd, któremu w obliczu obietnic jakie w przeszłości złożył komuś papa, muszą pomóć...

Czy fabuła którą nakreśliłam wydaje się być jakaś straszna, banalna, nudna? Chyba nie, a jednak z jakegoś powodu książka ta zaczęła mnie odrzucać już po kilku stronach. Dlaczego? Za sprawą stylu i języka jakim została napisana. Naprawdę, niewiele jest rzeczy, które tak bardzo denerwują mnie w książkach jak króciutkie zdania, dosłownie po dwa słowa, które na siłę próbują być poetyckie i wnieść do książki jakieś wyższe emocje i wrażenie uniesienia. A takich w tej książce pełno. Za sprawą tego i za sprawą ogólnie stylu autora, czułam się jakbym czytała coś, co napisał amator.

Przykłady stylu Zusaka który tak mnie denerwuje (wszystko to będą cytaty z oryginalnie zachowanymi odstępami, nowymi liniami itp) 

"Około dziesięciu metrów na lewo ode mnie stała blada, wygłodniała i zmarznięta dziewczynka.
Jej usta drżały ze zdenerwowania.
Miała splecione ręce.
Na policzkach złodziejki książek zamarzały łzy."


"Stamtąd dziewczynki miały oddziałami wyruszyć na centralny plac.
Będą przemówienia.
Zapłonie ogień.
Zostanie ukradziona książka."


Serio - kto tak pisze?!

Jest jednak jeden pozytyw z tego, że zmarnowałam swój czas na przeczytanie połowy Złodziejki - dzięki takim książkom jak ta, przypominam sobie i doceniam na nowo jak wiele płynie przyjemności z czytania ambitniejszej, dobrze napisanej literatury. 


Oczywiście nie mam i nie miałam najmniejszego zamiaru urażenia kogoś, komu Złodziejka przypadła do gusty - a widząc to co dzieje się np. na Instagrami po wpisaniu w wyszukiwarce tytułu - wiem, że zwolenników tej książki jest wielu. Każdy ma swój gust, każdy lubi co innego, moje recenzje to tylko moja opinia:)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Bardzo dziękuję za każdy komentarz! Dla zachowania ciągłości konwersacji na pytania odpowiadam pod moimi postami.